Postautor: Pato » 29 gru 2024, 9:23
warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,31565550,w-warszawie-zeby-kupic-mieszkanie-musisz-sie-scigac-z.html
W Warszawie, żeby kupić mieszkanie, musisz się ścigać z fliperami. "Nawet nieźle zarabiający są na straconej pozycji"
Jak mieszkasz Warszawo
29.12.2024, 06:06
Wojciech Karpieszuk
30-, a nawet 40-latkowie, niektórzy ze stabilnymi etatami, są dziś bez szans na kredyt. Oto warszawska rzeczywistość na rynku mieszkaniowym.
Pracownik ministerstwa, zresztą tego od spraw mieszkaniowych, i samorządowa urzędniczka stracili nadzieję, że kiedykolwiek będzie ich stać na mieszkanie w Warszawie. Nie mają zdolności kredytowej, by kupić takie, w którym nie będą się gnieździć. Z doświadczenia wiedzą, jak wygląda życie w ciasnocie. Bo z dziećmi mieszkali w 36-metrowej wynajmowanej kawalerce.
35-letnia doktorantka architektury usłyszała w banku, że nie ma zdolności kredytowej, bo jej dochody nie są z umowy o pracę, nie ma też działalności gospodarczej. Więc razem z partnerem kurczowo trzymają się mieszkania, które okazyjnie wynajmują. Trzymają też kciuki za zdrowie starszego właściciela tego mieszkania.
Osiedle Wilno czy wielka płyta? Porównujemy ceny mieszkań i jakość życia
Osiedle Wilno czy wielka płyta? Porównujemy ceny mieszkań i jakość życia
Zapisz na później
Nieźle zarabiający pracownik branży IT poszedł na etat, żeby pierwszy raz w życiu mieć zdolność kredytową. Znalazł nawet wymarzone mieszkanie. Dziesięć godzin przed podpisaniem umowy odebrał telefon, że właścicielce trafił się klient gotówkowy, fliper.
Polska ma najdroższe kredyty mieszkaniowe w Unii Europejskiej i najwyższe deweloperskie marże sięgające 30 proc. Na kupno mieszkania w Warszawie nie stać nie tylko młodych na początku drogi zawodowej, ale też 35-40-latków z klasy średniej ze stabilnymi etatami. Oni czują tykający zegar, bo z każdym rokiem maleją ich szanse na kredyt. A nawet jeżeli mają zdolność, kupno mieszkania to często wyścig z gotówkowymi inwestorami. A więc z ludźmi, którzy nie kupują mieszkań, by w nich mieszkać, lecz żeby je szybko z zyskiem sprzedać.
Pracują w budżetówce. Bez szans na kredyt
- Pracuję w ministerstwie, które odpowiada za politykę mieszkaniową. A moja żona w samorządzie. Nie stać nas na kupno mieszkania w Warszawie – przyznaje Tomasz. Ma 40 lat i czuje uciekający czas, bo z każdym rokiem zmniejsza się jego zdolność kredytowa. W dodatku oszczędności zgromadzone na wkład własny zjada inflacja. - Jestem zatrudniony w budżetówce od kilkunastu lat. Nie mamy wysokich kosztów utrzymania, nie szastamy pieniędzmi, nie mamy samochodu, nie jeździmy na zagraniczne wycieczki, a nigdy nie było mnie stać na to, by kupić mieszkanie w Warszawie w rozsądnej lokalizacji. Nie wyobrażam sobie życia z dziećmi na dalekiej Białołęce bez szkół, przedszkoli, bez możliwości odprowadzenia dziecka na zajęcia do domu kultury – opisuje Tomek. - Rozumiem, czym jest miasto kompaktowe, 15-minutowe. Nie chcę mieszkać na odludziu i być uzależnionym od samochodu.
Do Warszawy przyjechał na studia 20 lat temu. Po nich zaczął doktorat, z żoną i dzieckiem mieszkali w akademiku dla doktorantów. To była 30-metrowa klitka, ale płacili niewielkie pieniądze. Po doktoracie trzeba się było wyprowadzić. Przenieśli się do niedrogiego, ale dobrze położonego dwupokojowego mieszkania. - Żyliśmy z przedszkolakiem na 36 metrach w wynajmowanym mieszkaniu, bo na nic większego nie było nas stać - wspomina.
Budowa osiedli na Chrzanowie, zdjęcie z 2021 roku
Jak wykręcić flippa na 400 tys. zł zysku. "Szczere wyznania inwestorów"
Zapisz na później
Wkrótce urodziło się im drugie dziecko i potrzebowali czegoś większego. - Po kilkunastu latach pracy nie stać nas było na to, żeby zapewnić rodzinie nie luksusowe, a przyzwoite warunki mieszkaniowe: żeby dzieci miały swój pokój, a my sypialnię. Myśleliśmy nawet o tym, żeby się wyprowadzić z Warszawy i np. wrócić do mojego rodzinnego Olsztyna. Mieszkania są tam dużo tańsze, to spore miasto, więc można znaleźć pracę w urzędzie, a w budżetówce nie zarabia się dużo mniej niż w Warszawie – przedstawia swój plan B.
Wtedy, szczęśliwie, pojawiła się propozycja od znajomej. Wynajęła im 80-metrowe mieszkanie, bo sama wyjechała do innego miasta. - Płacimy niższą ceną. Gdybyśmy mieli rynkową stawkę, musielibyśmy wydać ok 6 tys. zł, czyli jedną pensję - stwierdza Tomasz. A mimo takich zarobków, przy obecnych kosztach kredytu, oboje z żoną nie mają zdolności, by kupić nawet 50-metrowe lokum.
Bo warszawska rzeczywistość cenowa wygląda mniej więcej tak: oto zwykłe trzypokojowe mieszkanie przy Poloneza na Ursynowie, 61 m kw., blok z 2020 roku. Wykończone, można się wprowadzić, ale bez luksusów. Cena - 1 150 000. Za metr wychodzi 18,7 tys. zł, czyli nieco ponad średnią warszawską na rynku wtórnym. Żeby wziąć kredyt na to mieszkanie, trzeba mieć 230 tys. zł wkładu własnego. Miesięczna rata wychodzi ok. 6 tys. zł przy 30 latach kredytowania. A całkowita kwota do spłaty - ok. 2,4 mln zł.
Dlatego Tomasz z żoną nadzieję wiążą z budownictwem społecznym TBS. - Te budowy ruszyły, bo przez lata był zastój. A TBS to jedyna szansa na mieszkanie w Warszawie w rozsądnej cenie dla takich rodzin jak nasza, które nie zarabiają bardzo źle, ale i nie bardzo dobrze - mówi.
Pytam, go o Bezpieczny kredyt 2 proc, czyli program dopłat do kredytów mieszkaniowych wprowadzony przez poprzedni rząd, który wygasł z końcem zeszłego roku. Zna go od podszewki. - Widziałem, co się działo: 90 tys. wniosków w ciągu pół roku to był zastrzyk dla deweloperów. To musiało się skończyć nagłym wzrostem cen. W dodatku z dopłat skorzystali w większości single, a nie rodziny z dziećmi. My i tak nie mieliśmy wtedy zdolności kredytowej, bo moja żona była na wychowawczym, więc nie miała dochodów – stwierdza.
Zderzenie z rzeczywistością: brak zdolności
- Nasz plan jest taki, by jak najdłużej trzymać się mieszkania, które obecnie wynajmujemy. Mamy wspaniałego właściciela.
[/quote]
Chcesz dostępnych cenowo mieszkan ? Rozważ na kogo głosujesz!