strasznie czarne wizje tutaj prezentujesz...
Hiszpanii czy Włoch tutaj nie będzie, bo jak tam było te niecałe 3000 osób z wirusem jak ma to miejsce u nas, to ciągle było bajlando na ulicach, restauracje i kawiarnie pełne i traktowano to jako ciekawostkę. U nas całkiem sprawnie wprowadzono kwarantannę i widać przemykając ulicami nawet się jako społeczeństwo stosujemy.
Jeżeli zatem podobnie zachowamy się w święta (oby to nie był okres jak nowy rok chiński, gdzie miliony ludzi podróżowało) to jest szansa, że w maju życie zacznie wracać na właściwe tory. Może nie właściwie, bo to pewnie dyskusyjne, czy porządek świata sprzed pandemii był taki jak ma być, ale "po staremu".
Nieruchomości - oczywiście, że rynek odczuje, kto normalny teraz zajmuje się zakupem mieszkania i inwestycjami po 500 tys? Jak ktoś miał nagrane, do dopięcia - być może (ja tak zrobiłem), ale nawet technicznie sama finalizacja (umowa rezerwacyjna, deweloperska, notariusz, banki) to jest problem na teraz nie do ogarnięcia. Rynek więc po prostu uma... zasnął

co paradoksalnie nieco zamortyzuje spadek cen, bo nie będzie ruchów.
I taki stan będzie trwał co najmniej miesiąc - dwa po końcu izolacji. Co potem? Oby mocne odbicie wszystkiego, każdej branży, ludzie odżyją...
A teraz?
Czy ktokolwiek z nas otrzymując dzisiaj ofertę np. -10% od ceny wyjściowej zdecydowałby się na nową inwestycję? -15%? Pewnie dopiero przy szalonej obniżce rzędu 30-40% być może, co i tak dostępne byłoby dla kogoś z wolnymi środkami. Ale to przecież nie znaczy, że ceny spadły o tyle, tylko ktoś musiał (deweloper, fliper, ktoś przeszarżował) bo go bank dojeżdża.
Scenariusz, że wszyscy albo większość będą musieć bo nas taki kryzys dopadnie odrzucam, bo jak to kiedyś słyszałem - wtedy nie pieniądze, ilość mieszkań i dobra pensja, a szybkie nogi i silne ręce będą w cenie

więc kogo wtedy będzie obchodzić cena za metr na Bieżanowie?